czwartek, 27 września 2012

TAJEMNICA

Co ja Was kochani będę przepraszał po raz kolejny, że długo nic nie pisałem na blogu, skoro wiecie doskonale, iż Pasikoń po prostu nie próżnuje, nowe cele realizuje, a czasu i słów mało, mało tak mało, by opisać to wszystko, co dzieje się w gorącej duszy, by wiosenno-letnie niezmordowane myśli swe przelać na komputerowy papier gardzący celulozą, by wybrać, ubrać, przebrać i rozebrać do cna, do dna sytuację jakąś, i dlaczego tą właśnie historię szerokiemu, szanownemu gronu czytelników stałych i nie stałych przedstawić mam, a nie na przykład inną historię, bo u diabła czemu jedna od drugiej lepszą ma być i o jejku, tyle razy siadłszy przed komputera ekranem małym, acz siecią ogromną i owoc morza swego próbując w ową sieć wrzucić, niewiele z tego wszystkiego wyszło, sieć pozostawiałem wolną, a sam w kolejne zawroty wszelakich sytuacji odchodziłem, spuszczając energię w inne płaszczyzny. Jako że po tym zdaniu czuję się już „z letka” usprawiedliwiony za milczenie swe złote, a napływ zrozumienia i empatii czytelników dociera w tej chwili do mej duszy, za co dziękuję i morda mi się cieszy od ucha do ucha, postanowiłem zdradzić Wam kochani TAJEMNICĘ, która nie może dłużej siedzieć na strychu pasikońskiej łąki. 



Otóż za czas bardzo niezadługi, po raz kolejny lecę za ocean! W lądy me ulubione, gdzie jedno z serc swych gorących zostawiłem i hulajdusza mi się rusza! Opisać tego nie sposób, choć wyobrazić sobie można, kto wyobraźnię ma i używa, jak cieszy się dziecko, gdy do swej matki po długim czasie rozłąki powraca. Tak więc witaj Ameryko, witaj chica, witaj chico!
O szczegółach nadchodzącej wyprawy pisać na razie nie będę, bo i tak nastapić ma podobno nijakie przebiegunowanie i kto wie kiedy i jak ogóły szczegółami, a szczegóły ogółami się staną...:)

DOM

Póki co tkwię w wiecznym pięknym Teraz, a Teraz właśnie nadszedł dla mnie Czas spokoju i odpoczynku... domowego! Przepraszam, czy Szanowni Państwo to rozumieją..? ODPOCZYNKU DOMOWEGO! Już pędzę z wyjaśnieniami, wszak nie każdy wie, nie każdy zna, nie każdy pamięta, że od lat już czterech czy pięciu (samemu ciężko mi się połapać) żyję bez domu w zasadzie, jeno z plecakiem, śpiworem i namiotem włóczę się po krajach różnych, gdzie na łąkach, w lasach, parkach czy zagajnikach po prostu... mieszkam. Dla jednych niewyobrażalne żyć w taki sposób, drugim jawię się kwintesencją Wolności, trzeci zazdrosnym okiem spozierają, jeszcze inni najchętniej by mnie za to przymknęli. A mnie to guzik obchodzi co inni, bo ja na swojej drodze jestem, w swojej wędrówce wspaniałej ku Słońcu, zawsze ku Słońcu! 



Owszem, zdarzało mi się pokój na miesiąc wynająć, nawet przez dwa miesiące w czterech ścianach we Wrocławiu mieszkałem dwa lata temu (TUTAJ), ale w tym roku do końca lipca wciąż więcej nocy pod gołym niebem spędziłem, aniżeli w pomieszczeniu, o łóżku już nie wspomnieć. Jestem ślimakiem ze swoim domkiem na plecach, a drzewa, strumienie i Niebo już dawno temu stały się moją sypialnią, kuchnią i toaletą.



Tuż przed wyjazdem z Polski (w której de facto 3 miesiące bawiłem, nie mogąc z niej po prostu wyjechać, gdyż przepiękne, przewspaniałe chwile jedna po drugiej jak domino wypełniały każdy dzień po brzegi) zostałem okradziony beznamiętnie. Ktoś, kto nie wiedział, co czyni, zawinął mój namiot cały, śpiwór i Admirała, wiernego towarzysza wieloletniej wędrówki.
Ot tak, po prostu. Poszedłem do sklepu, w nijakim Płocku, a gdy po jakiejś małej godzince wróciłem, po moim namiocie został przypłaszczonej trawy ślad...

 
W Admirale trzymałem niezbędne do życia rzeczy takie jak garnek, latarkę, empetrójkę i paszport. Paszportu szczególnie szkoda, gdyż miałem tam kolorowe pieczątki, jeśli zaś nadejdzie obiecane przebiegunowanie, paszportu na szczęście będzie szkoda tylko ogólnie. 

Ale ja nie o tym, nie o tym chciałem opowiedzieć przecież! Otóż po prawie 17 miesiącach ponownie zostałem posiadaczem SWOJEGO POKOJU! To jest dla mnie tak niesamowite i piękne doświadczenie, że przez pierwsze tygodnie wyjść z zachwytu nie mogłem, ale co ja gadam w zasadzie, wróć! Ja zachwycony jestem bez przerwy i właśnie Teraz, pisząc te słowa Tu, w SWOIM POKOJU, czuję taką podnietę, że zaraz normalnie szyby popękają! Miło, naprawdę miło zatrzymać się na chwilę. I swoją toaletę mam, oczywiście dzielę się nią z moimi współlokatorami kochanymi, a jakże. Ale jakie to przyjemne uczucie z tego samego prysznica korzystać codziennie, do tego samego sedesu srać codziennie i nawet papieru na deskę nakładać nie trzeba, jak to zazwyczaj na stacjach benzynowych czy gdzie tam się zdarzało usiąść. Naprawdę mocno stęskniłem się za stałymi czynnościami, na przykład otwieranie, wyglądanie i zamykanie tego samego okna. Ziściłem jedno z małych pragnień, które od wielu miesięcy kłębiło mi się między uszami, a mianowicie kupiłem bazylię w doniczce! Jej przenajświętsze listki znajduję w kanapkach! Przez długi szmat czasu nie mogłem sobie na to pozwolić, i może to trochę szaleństwo, ale ja naprawdę mam bzika na punkcie bazylii i nikt tego poza mną nie jest w stanie do końca zrozumieć, to wiem.



Pokoik mój na piętrze (zapraszam szczególnie zainteresowanych i ogólnie zainteresowane także) znajduje się niecałe dwa kilometry od piaszczystej nadmorskiej plaży, według mnie w najładniejszym miejscu w całym kraju. A nie jest to ani azjatycka wyspa, ani afrykańskie wybrzeże, tylko całkiem nieegzotyczna, nieszalona i całkiem niewspaniała Holandia! Na kilka tygodni do pracy tutaj przyjechałem, gdyż postanowiłem zatkać dziurę w kieszeni i nazbierać trochę monety, wszak pieniądz nie śmierdzi jak tutejsze kanały po brzegi wypełnione chemikaliami. Tak też w okolicach fortu Amsterdam na chwilę przycupnąłem i korzystam ile tylko mogę ze spokoju domowego zacisza, wszelkich wygód i znośnej, znojnej i gnojnej pracy nie dla mnie. W międzyczasie wykonuję PLAN, który po kilku mocnych turbulencjach na samym początku jego realizacji, krok po kroku urzeczywistniam. Mam w sobie coraz więcej narzędzi niezbędnych do zbudowania zamierzonych celów.

Jaki PLAN ma pasikoń, tego najstarsze chrząszcze nie wiedzą, zdradzić mogę jedynie, że istotę planu stanowicie WY, moi drodzy:)