wtorek, 26 sierpnia 2014

Opowieści o zwariowanym Meksyku - AUTOSTOPEM, no jak inaczej?


Meksyk JEST, tego jestem pewien. A dokładnie Meksyk jest tuż za rogiem, w Meksyku - kraju, który ma daleko do Boga, ale blisko do Stanów Zjednoczonych (tak o swoim kraju mówią najprawdziwsi Meksykanie).


Odkrywszy ogrom Energii, Piękna, Natury, Magii i Potencjału w tym kraju, pisałem mało - Meksyk nadepnął mi na pióro poniekąd. Dlatego zgotowałem dla Państwa teraz pyszną porcję Meksyku na talerzu tak owalnym, że wszyscy się z niego najemy do syta. Jako że miałem przyjemność zacną w kolorowym kraju mieszkać aż osiemnaście miesięcy, pasikońskimi spostrzeżeniami chętnie podzielę się z Państwem, z podniecenia przygryzając sobie wargę dolną. Zapraszam na cykl opowieści o Meksyku oczami Pasikonika.






















Odcinek 1.

AUTOSTOP -  ponad 12 tyś kilometrów przejechanych autostopem po Meksyku



Zaczniemy od tego, od czego się w Meksyku zaczęło. Prosto z lotniska, przytupując radośnie, dzielnie doszliśmy na wylotówkę, gdzie pod znakiem wskazującym kierunek jazdy, na stopa stanęliśmy.



Miejsce nieprzypadkowe, bowiem łapaliśmy kierowców na tak zwanym "topku" czyli progu zwalniającym. Takie progi zwalniające usłane są wszędzie, na pokaźnym dywanie dróg w caluśkim Meksyku, w Gwatemali, prawdopodobnie w całej Ameryce Centralnej i całej Ameryce Południowej. Jest to bardzo dobra metoda, by przygasić nieco ogień latynoamerykańskich stóp naciskających na pedały gazu.


Niejednokrotnie jednak "topki" stają się przekleństwem, kiedy podczas wielogodzinnej jazdy trzeba zwalniać po siedemnaście razy w każdym napotkanym miasteczku, albo kiedy człowiek wymyślił sobie, że się trochę prześpi w samochodzie.




"Topki" są różne, nieraz tak wysokie, że haczą podwozia. Wielu z nich w ogóle nie da się zauważyć, jadąc nocą na przykład. Rozpędzone auto podskakuje, a pasażerowie walą czaszkami w sufit (w Meksyku tylko kierowca zobowiązany jest do zapinania pasów bezpieczeństwa, o czym zazwyczaj nawet nie wie).


Chyba że się jedzie "na pace", co  w najgorszym scenariuszu może się zakończyć wyfrunięciem. Jednak jakoś ludzie nie wyfruwają zbyt często, za to często trzeba wymieniać koła i opony. Dlatego w kraju "topków" jest więcej zakładów wulkanizatorskich, niż zakładów pogrzebowych.



Z drugiej strony taki "topek" to najlepsze miejsce na stopa, gdyż auta zwalniają prawie do zera. Bardzo pomocny w zatrzymywaniu aut okazuje się wrzask. Naprawdę działa lepiej niż karteczka z napisem, kiedy się do kierowców po prostu krzyczy. Meksykanie uwielbiają być głośni i donośni, dlatego wykrzykując na przykład: "Hola amigo!!!! A Palenque Por favor!!!!!" ("Hej przyjacielu!!!! Do Palenque proszę!!!!!") - stajesz się im bliższy.


Ale co jest najlepsze w autostopie to jazda na pace! Chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć jak super się jeździ, kiedy wiatr rozdmuchuje włosy (przy meksykańskich upałach to prawdziwe orzeźwienie), nic nie ogranicza widoków, a kiedy ma się przy sobie plecak i karimatę, można się wygodnie wyłożyć, rozciągając nogi i patrzeć w niebo i chmury... Prawdziwa rozkosz podróżowania.


Autostop w Meksyku nie zna limitów. Dla przykładu 5 osób z wielkimi plecakami i psem? Nie ma problemu. Czterech facetów machających kciukiem w miejscu bez zatoczki, przy ciągłej linii, gdzie żaden porządny Niemiec by się nie zatrzymał, w Meksyku - nie ma problemu. Puszka piwa w ręce, podarte spodnie, brak obuwia - nie ma problemu. Meksykanie nie patrzą jak wyglądasz, jesteś człowiekiem i potrzebujesz podwózki, a kiedy mają miejsce na pace - zabierają. Moim rekordem było łapanie w 11 osób, w tym dwoje dzieci, jednak akurat wtedy nikogo nie złapaliśmy.
























Strzec się trzeba stopowania w miejscu bez topka. Rozpędzony kierowca, doszczętnie poirytowany ilością zahamowań na trasie, na prostej drodze nie zwolni. Trzeba czasem długo poczekać. Za to w co trzecim aucie kierowca oraz jego towarzysze podróży uprzyjemniają sobie wyprawę... zimnym piwem, którym zresztą bardzo chętnie częstują. Nie zliczę przypadków, w których wchodziłem do wesołego auta zupełnie trzeźwy, a wychodziłem z niego całkiem "rozluźniony" i to często w innym miejscu, niż do którego jechałem.


Razu pewnego, kiedy stopowałem z koleżanką już dosyć późnym wieczorem, zatrzymał nam się garbusem bardzo gadatliwy i roześmiany grubasek. Był już mocno "wcięty", ale sympatyczny. Za każdym razem, kiedy chciał powiedzieć coś bardzo ważnego, zatrzymywał samochód, tak więc 20 km pokonywaliśmy w półtorej godziny. Garbus hamował do zera wiele razy, zazwyczaj na prawym pasie, czasami na lewym, a raz, wyjeżdżając ze sklepu tyłem z nowo zakupionym czteropakiem, zatrzymał się w poprzek jezdni, a gadatliwy grubasek po raz kolejny wyjaśnił nam coś ważnego. Armia, która kontrolowała drogę, kazała nam zjechać na pobocze (kontrole policyjne lub wojskowe to zupełna norma - sprawdzenie dokumentów i przeszukanie auta w celu odnalezienia substancji nielegalnych). Grubasek niczym nie skrępowany wyskoczył z auta, podbiegł do oficera, przylgnął do jego klatki piersiowej i wycedził: "ja jestem już po kilku piwach, ale to nieważne! Niech pan oficer spojrzy kogo ja wiozę! Dwóch Australijczyków!!!". Trzy razy mu mówiliśmy, że jesteśmy z Polski i Portugalii. Oficer przejrzał nasze dokumenty, jego żołnierze obmacali nam plecaki, po czym kazali nam jechać dalej. Nikt nie zareagował na to, że kierowca garbusa jest kompletnie pijany...


A co z bezpieczeństwem na stopa w Meksyku? Tyle się słyszy o porwaniach, kradzieżach i morderstwach. Ja to na pewno nic nie słyszałem konkretnie, a jak już coś słyszałem to od innych, którzy gdzieś coś słyszeli. Jednak autostop w Meksyku nie jest do końca bezpieczny...


Zdecydowanie nie polecam szukania "okazji" samym dziewczynom, zwłaszcza Europejkom. Meksykanie mają bzika na punkcie białych kobiet, uważają je za wyzwolone seksualnie, zauważywszy więc samotną europejkę przy drodze, do wielu kierowców przylgnie myśl, iż dziewczyna chciałaby złapać coś innego, a stopem to tak przy okazji... Podróżowałem z kilkoma różnymi koleżankami autostopem i bardzo często powtarzał się jeden schemat: kierowcy lub towarzysze podróży najpierw się gapili, potem, kiedy ślina zaczynała ściekać z ust, nie wytrzymując siły napierającego wodza w spodniach, składali propozycje. Następnie, kiedy koleżanka grzecznie odmówiła, sytuacja się rozluźniała. Zazwyczaj delikwent czekał, kiedy zostanie z koleżanką sam na sam, niejednokrotnie się też zdarzało, iż moja obecność owemu nie przeszkadzała.


Meksykanie są bardzo mili, pomocni i uśmiechnięci, dlatego trzeba używać zdwojonej czujności i bardzo uważnie słuchać intuicji, by pod przykrywką grzeczności i radości nie wpakować się w tarapaty. Zaglądając do nowo zatrzymanego auta warto spojrzeć celnie w oczy prowadzącego samochód, by określić na jakim poziomie podchmielenia się znajdują. A kiedy się siedzi "na pace" warto liczyć wypadające puszki po piwie z okna kierowcy i około piątej (puszki są małe 327 ml, a piwo słabiutkie 3,5 - 4,0 %) opuścić pojazd. 


Zdarzyło się, że strzelał do mnie z dubeltówki jeden rolnik, ale się obyło bez obrażeń. Zaskoczył nas na wielkim polu kukurydzy, pośrodku ciemności pojawił się znikąd, zaczął wściekle krzyczeć "co my tu robimy?!!!", a po naszych pokojowych wyjaśnieniach (które urwał po około 5 sekundach) najpierw strzela w ziemie, później w niebo, a my uciekamy z wpół rozbitym namiotem w rękach, hopsa sa, przez płot, totalnie wystraszeni, biegniemy przez kukurydze, a uśmiech i przerażenie z gęby nie znika! Uciekliśmy! Pierwszy raz w życiu ktoś do mnie strzelał. Ale było zajebiście!
Więcej o bezpieczeństwie w Meksyku przeczytacie Państwo w odcinku BEZPIECZEŃSTWO.


 Kiedy się podróżuje "na pace" (75% wszystkich "okazji") to rozmowa z kierowcą ogranicza się do przywitania, ustalenia celu podróży i pożegnania z podziękowaniem na końcu. Jest to duży atut przy ogromnych dystansach i wielogodzinnej jeździe; odpowiadanie na stale powtarzające się pytania jest po prostu męczące.






Podsumowując autostop w Meksyku muszę przyznać, iż na czterdzieści krajów przeze mnie przejechanych, ten jest na pierwszym miejscu. Meksyk to raj dla autostopowicza!!! Ludzie są bardzo pomocni, często zabierają Cię do swych domów, dają nocleg, obiady, chętnie zapoznają Cię z rodziną i przyjaciółmi, opowiadają o swym mieście, o kulturze i historii. Po drodze kupują orzeźwiające napoje, pomagają rozwiązać bieżący problem, zatrzymują się w ciekawych miejscach i co dla mnie jest bardzo ważne -prawie w ogóle nie narzekają!




W Gwatemali autostop wygląda bardzo podobnie jak w Meksyku tylko... czas łapania aut jest skrócony do minimum. W Gwatemali łapie się stopa tak szybko, że śmiało jestem w stanie powiedzieć, że to pod tym względem najlepszy kraj w jakim przyszło mi machać kciukiem!



Generalnie nie wyobrażam sobie Meksyku bez autostopu. Najlepsze, niespodziewane i spontaniczne przygody, fantastyczni ludzie, przepiękne trasy przez dżungle, pustynie, góry i lasy, najwspanialsza forma podróży, która pozwala Ci poznać kraj, region, język, potrawy, tradycje i cały przekrój społeczeństwa. Viva Mexico!!!

(Zdjęcia: pasikonik, Kuzyn i Wiosna)