Tytuł jest takim chwytem dziennikarskim, "żeby się klikało". Nauczyła mnie tego kapitalna dziennikarka,mistrzyni nagłówków internetowych, więc postanowiłem spróbować...:)
Jeśli uraziłem kogoś, to przepraszam, nie to miałem na celu. Kapitalistyczny marketing zmusza mnie do tego, by nie wypaść z czołówki liczących się w trawie chrząszczy....No i się klika, jak widać, a ja w tym czasie opowiem Wam inną historię....
FESTIWAL CYRKOWY, KTÓREGO NIE BYŁO...
Do małej wioski nad Pacyfikiem zjechała się cała zgraja - artyści, włóczykije, podróżnicy, hipisi, cyrkowcy ze wszystkich stron Meksyku. Tych z "góry" i tych z "dołu" też nie zabrakło. Ja trafiłem tam razem z Olą, polską reporterką, co miała niezwykłą pracę. Poznaliśmy się dwa dni przed wyjazdem z San Christobal. Na uszach miała dwa wielkie zielone pasikoniki.
Ola prowadzi super ciekawego bloga Mexico Magico i w ogóle świetnie pisze. Nasze przygody opisała tak, że ja już nie muszę więcej dodać:) No może z tymi muszelkami przesadziła:) Wśród opowieści znajduje się historia pasikonia, co miał swój system na zakupy, ale o którym sam nie wiedział. Cała plaża się ze mnie chichrała:) Zresztą tam się wszyscy chichrali bez przerwy. Lubię miejsca, w których wszyscy mają zadowolone buźki, a wydaje się, że jest ich coraz więcej. Mazunte - festiwal cyrkowy, którego nie było -
tekst Ola Mexico Magico Blog
gębo-relacja Misza Misiek Pasikonik
strasznie ciekawe i uśmiechnięte towarzystwo tam masz, Misiu. Nie dziwię się, że tak ciężko Ci się stamtąd wyrwać. Niemniej jednak weź już przyyjedź i przywieź trochę tego słońca tutaj, plissss
OdpowiedzUsuń